Bóbr europejski Castor fiber jest największym krajowym gryzoniem. Osiąga wagę od 18 do 29 kilogramów i długość ciała od 90 do 110 cm. Zamieszkuje siedliska wodno-lądowe, może osiedlać się na terenach leśnych czy bagnistych, ale coraz częściej można go też spotkać na terenach rolniczych, gdzie buduje tamy na rzekach, stawach, rowach melioracyjnych czy kanałach.
W wyniku sukcesu programu reintrodukcji gatunku, populacja tego zwierzęcia znacząco wzrosła – i nadal rośnie. Jednych to cieszy, innych wręcz przeciwnie. Dzieje się tak dlatego, że bóbr jako jedno z nielicznych zwierząt, zdolne jest do przeobrażania otaczającego go środowiska zgodnie z własnymi potrzebami. Bobry budują tamy, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo: ukryte pod poziomem wody wejście do żeremi zabezpiecza rodzinę bobrową przed drapieżnikami. Jednocześnie działalność „budowlana” tych zwierząt powoduje konflikt z człowiekiem, dla którego te działania mogą okazać się niekorzystne. W wyniku budowy tam podnosi się poziom wody, co może skutkować podtapianiem pól uprawnych i użytków zielonych.
Niejednokrotnie bobry niszczą uprawy również bezpośrednio, żerując na polach uprawnych (dotyczy głównie buraków, kapusty, kukurydzy i marchwi, uprawianych na gruntach położonych w pobliżu cieków lub zbiorników wodnych). Problemem jest także zgryzanie drzew (w tym drzew owocowych w sadach) oraz tąpnięcia gruntu spowodowane kopaniem podziemnych nor i kanałów. Może to doprowadzić do uszkodzenia maszyn rolniczych i być zagrożeniem dla zwierząt gospodarskich. Należy zaznaczyć, że szkody (co najmniej 90%) zachodzą w strefie przybrzeżnej o szerokości ok. 10 m. Sporadycznie tylko następuje wyjście bobrów na pola oddalone od wody (A. Czech).
Jak widać, działalność bobrów na terenach rolniczych wydaje się być niekorzystna dla człowieka, rolnicy traktują je więc jak szkodniki i walczą z ich obecnością niszcząc tamy czy zabiegając o odstrzał rodzin bobrowych. Są jednak również rolnicy, którzy w bobrach widzą nie wrogów, a sprzymierzeńców. Jednym z nich jest Patyk Kokociński, młody rolnik ze Snowidowa, na co dzień zajmujący się stadem 100 krów, znany ze swojej działalności na rzecz retencji i prowadzący profil Życie na Pola.
Patryk Kokociński: Jak to zwykle bywa, także w przypadku bobrów mamy dwie strony medalu. Gryzonie te w okolicach naszego gospodarstwa pojawiły się stosunkowo niedawno, bo niespełna 10 lat temu. Z jednej strony wyrządzają spore szkody, z drugiej zaś – bóbr znaczy woda.
Do tematu podeszliśmy bardzo pragmatycznie, w pierwszej kolejności odpowiadając sobie na pytanie: Co jest dla nas największym problemem w prowadzeniu działalności rolniczej? W Wielkopolsce od dekad jest to susza, która z roku na rok „rozlewa się” na cały kraj przynosząc gigantyczne straty. Tak więc trochę o pieniądzach. Wg. danych GUSu w 2020 r. zgłoszono 6 948 szkód wyrządzonych przez zwierzęta prawnie chronione. Najwięcej (5 687) zostało wyrządzonych przez bobry, co stanowi 82 proc. wszystkich zgłoszeń. Z tytułu odszkodowań wypłacono 32,3 mln zł, przy czym 90 proc. tej kwoty stanowiły rekompensaty za działalność bobrów. Prawda, że dużo?
Z drugiej strony wg. Raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego z 2022 roku straty w polskim rolnictwie spowodowane przez suszę w samym 2021 roku wyniosły 6,5 miliarda – to ponad 200 razy więcej. Dla nas więc obecność bobrów to przede wszystkim szansa. Wszystko jednak zależy od okoliczności, które u nas są wyjątkowo sprzyjające. W okolicy nie ma kanałów i obwałowań, w których bobry mogłyby tworzyć niebezpieczne dla użytkowników nory. Pośród nizinnego krajobrazu okolicy 2 rodziny tych gryzoni bytują w obrębie istniejącej sieci melioracyjnej. Dotąd zbudowały 5 tam, z czego 3 na terenie otoczonym przez TUZ-y i prywatne lasy, 2 w obrębie gruntów ornych. Na tym samym obszarze w istniejącej sieci melioracyjnej znajduje się 12 urządzeń piętrzących zbudowanych w latach 60. XX wieku. Urządzeń mających w razie potrzeby chronić okolicznych rolników przed suszą. Z tych dwunastu 10 jest zniszczonych.
Przy nieustającej od lat bierności Spółki Wodnej w sprawie potrzeby retencji bobry pozwalają nam zatrzymywać wodę z zimowych roztopów, ratując nas rokrocznie przed suszą. Oczywiście wszystko pod kontrolą. W części z bobrowych tam zamontowaliśmy rury przelewowe regulujące poziom piętrzenia – to szczególnie istotne na gruntach ornych. W innych rozszczelniamy koronę kiedy wody robi się zbyt dużo. Na TUZach i w lasach pozwalamy wczesną wiosną wodzie się rozlać. Na wzór bobrów sami tworzymy dodatkowe ziemno-drewniane zastawki, tak by jeszcze precyzyjniej kontrolować poziom wody w okolicy.
Każda kropla jest na wagę złota, a największe susze wciąż przed nami. W 2018 roku spadło u nas 390 mm deszczu, w 2019 niespełna 350. W zachodniej Wielkopolsce strach przed suszą jest silniejszy niż przed wielką wodą i bobrami. Potraktujmy ich obecność jako narzędzie, z którego, przy sprawnym zarządzaniu, wszyscy skorzystamy. Z korzyścią dla przyrody i budżetów naszych gospodarstw.
Jak pokazuje przykład Patryka Kokocińskiego, obecność bobrów nie musi być dla rolników utrapieniem. Rolnik przyznaje, że zdarzają się szkody przez nie wyrządzane: „czasem skubną trochę kukurydzy albo buraków, czy poszaleją na polu, ale uznajemy to za podatek od dobrej roboty i nigdy nie występowaliśmy o odszkodowanie za szkody”.
A co, jeśli rolnik chce ubiegać się o odszkodowanie?
Zgodnie z art. 126 ustawy o ochronie przyrody za szkody wyrządzone przez bobry odpowiada Skarb Państwa. W tym zakresie reprezentuje go regionalny dyrektor ochrony środowiska i to właśnie do RDOŚ należy złożyć wniosek o odszkodowanie.
Bibliografia
A. Czech „Bóbr – budowniczy i inżynier” Fundacja Wspierania Inicjatyw Ekologicznych Kraków 2010
Zdjęcia – Patryk Kokociński